czwartek, 3 września 2009

***

chciałam pytać dlaczego
nie odpowiedziałeś

Twoja miłość wypełniła
ciemną pustkę

kiedy pierwszy raz zobaczyłam
Twą jasność
zaniemówiłam

zwyciężył Lew
z pokolenia Judy!

na mym sercu wypisałeś swoje Imię
wiem czyja jestem
kiedy ciemność zalewa powietrze

dziś wkorzeniona w prawdę mogę być
dałeś wodę życia
by opowiadać o mocy Twej
rzekłeś IDŹ

wierność Twa

przy trzecim stąpnięciu do wody
wpadłam

małowierna.

chcąc ogarnąć dziury w powietrzu
chmur się przelękłam
nie patrząc na twarz Króla.

byłabym utonęła.
widząc mą bezradność
podałeś mi
dłoń
którą dałeś przybić do krzyża

podczas gdy ja odeszłam szukać
cudzych marzeń
na łące pijanych motyli
sprawiając że stał się jeszcze bardziej szorstki.

kur zapiał.
...

zmartwychwstałeś.

kiedy przyszłam
przytuliłeś mnie
- trzymałeś szeroko ramiona.

Będziemy łowić ryby.

Bydgoszcz '09
kambuka

daj miłość, daj moc...

ręka drży
wyciągnięta ku górze
spływa łza
jak ciepły oczyszczający deszcz
dźwięk urwany
zawieszony
myśli rozpędzone

lecieć chcę pewniej
na tych skrzydłach
które mam od Ciebie

mówić chcę więcej
chcę przebić Twym słowem
knebel co związał mi usta

wiem że mogę
wszystko z Tobą

tak bardzo pragnę
lecz często radość
ucieka w powietrze
lecz to światło
nie chcąc
przykrywam

zmieniaj mnie
dodaj sił
pragnę iść do przodu
nie chcę w miejscu stać

ręka znów drży
znów płyną łzy
czuję się lżejsza
jak piórko
które niesiesz
jak mała mrówka
która może iść pół metra nad ziemią

na głośną melodię będę grać
szept w krzyk przemienić chcę
świeczuchnę pochodnią dla Ciebie uczynić

Bydgoszcz, 12 września 2008
kambuka


"Above all"

Nad wszelką władzą na ziemi tej
ponad stworzenie i tym co tchnienie ma
nad wszelką mądrość i każdą z ludzkich dróg
zanim powstał świat istniałeś Ty

Ponad królestwa potęgę ich
nad wszystkie cuda o których słyszał świat
nad wszelkie skarby bogactwa ziemi tej
z czym porównać miałbym wielkość Twą

Na krzyżu tam powieszono Cię
Żyłeś by umrzeć za mój grzech
byłeś jak zdeptanej róży kwiat
Za winy me umarłeś by
ocalić mnie

zmień

Na szybie palcem rozmażę
kolorowane pejzaże
ukryte gdzieś w środku
zapamiętane
nieważne

niezauważone kamienie
na zwykłej ścieżce
zalanej rutyną

więc chcę się pozbyć
tych niechcianych
kamieni drzew powalonych
mych ścian zamurowanych

rozsiać pokój w sercu
światło dostrzegać w każdym miejscu
nie szukać czegoś
co dałeś mi

zamilknąć gdy szkoda słow
dotknąć radością inne twarze
i iść odważnie
wiedząc kto niesie mnie

Ja, Pan, powołałem cię w sprawiedliwości i ująłem cię za rękę strzegę cię i uczynię cię pośrednikiem przymierza z ludem.
Izajasza 42;6

zły szlak

dotknąć słów
skrupulatnie zbierać do koszyka
pielęgnować myśli
i zachować je dla siebie
by później wypuścić jak białe gołębie
iść

zobaczyłam na ścianie dwa cienie
cztery dłonie
usłyszałam dwa głosy
śmiech

ćmy tańczą wokół świecy
w rytm zasłyszanych słów
cienie biegną przed siebie
przystając czasem na chwilę by nabrać powietrza
z każdym centymetrem i z każdą sekundą
coraz dalej

wyrazem gestów dając znać o sobie
ukrywają się przed światem
dając wypatrzeć tylko światłu świecy
wydając dźwięki słyszalne dla ćmy
i być niezauważonym

szczęśliwie zatopić się w swoim istnieniu
iść

zapomnieć
i schować pod poduszką
dobre chęci i te globalne
marzenia o życiu społecznym
iść

wkrótce uciec już tak do końca
zatrzymać się pod ścianą
gdy skończy się droga
gdy idziemy bez planu i przewodnika
ćmy krążą coraz bliżej płomienia
dotknęły ognia

pomyśleć nad powrotem
gdy skrzydeł już brak
zamilknąć
którędy iść?

"Ja jestem drogą, prawdą i życiem, nikt nie przychodzi do Ojca jak tylko przeze mnie." (Jan 14:6)

Borówno, czerwiec 2007(8?)
kambuka

***

***
przez chmury
wybija się wiatr
ciepły dotyk biegnących
smug powietrza
przez chmury
przepływa statek
na którym dowodzą rybitwy
zza chmur
słońce wysyła płomienne
uśmiechy
ludzie
daleko
patrzą z dołu
nieświadomi
zagubieni
nieśmiało podnosząc wzrok
ponad horyzont

kambuka

wspomnienia
nierealne wypatrzeć
w szkatułce
zamknąc wszelkie półburze
umysłem
tylko pobieżnie ogarnąć
to czego nie będę już budzić
ptaki
pierzaste wypuścić
do niepisanej otchłani
wrócić do siebie i stanąć
wyrzucić siatki na motyle
rozedrzeć pajęczyny
i papierowe kukiełki
powiedzieć TAK i wyjść przed tłumy
w ogrodzie który

chcę dziś ogłaszać chwałę Twą!

kambuka

***

jak wiatrem ruszone
niewielkie
budowane
z sekundy w sekundę
w milczeniu
głośne
nietrwałe niczym chmury
na bladobłękitnym sklepieniu
ale Ty
poruszasz
prowadzisz
i oświetlasz obecnością
każdy dzień


"Bo Bóg, który rzekł: 'z ciemności niech światłość zaświeci', rozświecił serca nasze, aby zajaśniało poznanie chwały Bożej, która jest na obliczu Chrystusowym".


Bydgoszcz, maj 2008
kambuka

a ja wyrzucę czarną parasolkę.

Zawiał wiatr
zawirowały liście
powietrze po cichu płynie

mgła gęsta
ciężka
szaro-bura
zasłania budowlę

budowlę uszytą z idei
zapisanych na żółtych karteczkach

pod płaszczem ukryć próbuje
wydrukowane traktaty
szalikiem skrupulatnie związuje i usta

kałuża potrafi utopić
jeśli nie przejdę szkolenia
babie lato przestraszyć

leśnym szlakiem idę
na ścieżce grzybów szukając
znajduję i chowam do koszyczka

patrzę uważnie
nadziwić się nie mogę
jak jesień zmienia ludzi

Bydgoszcz, 2 października 2007 r.
kambuka

***

wzrok jakby pewniej przed siebie wbijany
w nieokreślony obiekt
słowa jak kamienie mocne z pozoru
pod wpływem czasu pękają
na pół zmęczone biegiem wydarzeń
na dwa unosi się melodia ze starego fortepianu
o którym nikt nie pamięta prócz
strychowego kurzu i dziadkowych fotografii
kwiaty - choć piękne - więdną i opadają liście
zostaje wstążka
czerwona
starannie zawiązana na miękkiej już łodydze
obrazy z deszczu na szybie tańczą
a ty jak dzieło wielkiego malarza uśmiechasz się smętnie
zamknięty za własną szybą niepewnych marzeń
tramwajowe chrzęsty słyszane z oddali
w sposób dziwny i nieopisany poprawiają
samopoczucie choćby na chwilę
tak żeby powiedzieć że jest lepiej
choć świat wchodzi do twojego domu nie ściągając
pobrudzonych błotem kaloszy
i lepiej nie jest
żeby schować się za porzuconym pluszowym niedźwiadkiem
który nieśmiało spogląda z półki
i w krzywym zwierciadle widzisz siebie
i mówisz o sobie to co usłyszysz od innych
i biegniesz stojąc pod starą topolą
za rogiem stoi pan
w czarnym płaszczu
z czarnym parasolem
w czarnym kapeluszu
zaczynasz odczuwać własne kroki
i widzieć własny uśmiech utkany
z słonecznych promyków
dotknięty widokiem stokrotki
zaczynasz wtórować do melodii starego fortepianu
idziesz na łąkę kurczowo trzymając dłoń którą do ciebie skierował

Bydgoszcz, sierpień 2006
autor: jeszcze stara ja. Dziś żyje we mnie Chrystus! To właśnie On skierował do mnie swą dłoń...